Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polpharma wygrała wszystko!

Wojciech Kłos
Polpharma Starogard Gdański musiała przejść bardzo długą drogę, aby pierwszy raz w historii istnienia klubu wznieść w górę Puchar Polski.

Trzeba jednak przypomnieć, że Kociewskie Diabły nie pierwszy raz wystąpiły w finale tej imprezy. Prawie równo pięć lat temu (19 lutego 2006 r.) pod wodzą Dariusza Szczubiała, z Jerrym Johnsonem, Dennisem Stantonem i Damienem Kinlochem w składzie Polpharma w Grudziądzu grała z ówczesnym Prokomem Treflem Sopot. Wtedy w ekipie z Sopotu Tomas Pacesas był jeszcze zawodnikiem, a gwiazdami zespołu byli Goran Jagodnik, Tomas Masiulis czy Christian Dalmau. Polpharma przegrała tamten mecz 77:64, a Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu na pomeczowej konferencji mówił: - Myślałem, że ten finał będzie dla nas trochę cięższy. Teraz starogardzianie mogą powiedzieć to samo.

Polpharma zaczęła tegoroczne rozgrywki Pucharu Polski już od drugiej rundy, a pierwszym przeciwnikiem był Żuraw King Oscar Gniewino. Zoran Sretenović miał prostą zasadę dotyczącą pierwszych faz tych rozgrywek – dać pograć tym, którzy w Tauron Basket Lidze spędzają na parkiecie mniej minut. Potrafił to wykorzystać Marcin Dutkiewicz, który rzucił aż 13 punktów w tamtym meczu. Rywali pod koszami „przestawiał” silny Kirk Archibeque, który nie dość, że skutecznie rzucał, to jeszcze zbierał (21 punktów i 12 zbiórek). Zwycięstwo w Gniewinie 88:65 przyszło łatwo, ale nie mogło być inaczej jeśli przeciwnikiem był drugoligowiec.

Trener Sretenović odbył sentymentalną podróż jadąc ze swoją drużyną na kolejny mecz do Ostrowa Wielkopolskiego. To przecież właśnie w tamtym mieście kończył swoją karierę jako zawodnik. Kibice przywitali go jak króla, z wszystkimi należnymi honorami. Czasy świetność ekipy z Ostrowa już minęły, ale pamięć o „Srecie” nie. Polpharma znowu mogła przetestować nowe zagrywki i lepiej się zgrać. Te spotkania z drugoligowcami procentowały w kolejnych meczach w lidze i Pucharze. Kociewskie Diabły wygrały z BM Węgiel Stal Ostrów Wlkp. 87:67, a najlepszym zawodnikiem tego pojedynku był Uros Mirković, zdobywca 16 punktów.
Ostatnie zwycięstwo pozwoliło starogardzianom na zakwalifikowanie się do fazy grupowej. Oznaczało to dużo silniejszych, ligowych rywali. PGE Turów Zgorzelec, Zastal Zielona Góra, AZS Koszalin i AZS UWM Olsztyn – wszystkie te ekipy musiały uznać wyższość Polpharmy. Każda wygrana budowała pewność siebie w zespole i poczucie jedności. Każdy mecz miał też innego bohatera. Raz był nim Brian Gilmore (14 punktów ze Zgorzelcem), później Robert Skibniewski (20 punktów z Zieloną Górą), Adam Metelski (27 punktów z Olsztynem) czy Michael Hicks (19 punktów z Koszalinem). Nikt nie wymagał od Polpharmy zwycięstw w każdym z tych spotkań, a jednak tak się działo. W każdym meczu dało się zauważyć ambicję i cel. Było pełno emocji i budowanie team spirit – czegoś, czego nie da się wytrenować. Sretenović jako zawodnik był typem zwycięzcy i głównie to wpaja swoim podopiecznym. Każde spotkanie trzeba wygrać i wykorzystać każdy najmniejszy błąd przeciwnika. Mecz z AZS UWM Olsztyn wygrany 111:54 był popisem umiejętności i gratką dla kibiców – to była absolutna dominacja. Żaden z graczy z Olsztyna nie potrafił przekroczyć bariery 10 zdobytych punktów. Ten mecz zostanie zapamiętany jako jedno z najwyższych zwycięstw starogardzian w historii klubu.

Ćwierćfinałowy rywal także był niesamowicie ciekawy. PBG Basket Poznań, oparty na zawodnikach Polpharmy z zeszłego sezonu i z Miliją Bogiceviciem na ławce trenerskiej był kolejnym testem możliwości. Bogicević, były asystent Sretenovicia odpowiednio zmobilizował swoich graczy, ale to nie wystarczyło. W Polpharmie liczył się cały zespół, a ekipa z Poznania mogła liczyć jedynie na indywidualne przebłyski Eddiego Millera. Kolejne zwycięstwo nie było nawet przez chwilę zagrożone. Wynik 71:62 to i tak najmniejszy wymiar „kary” dla PBG Basketu, który mógł przegrać wyżej, ale w końcówce spotkania starogardzianie odpuścili. Wprowadzili nawet na parkiet 16-letniego Szymona Radomskiego, dla którego był to absolutny debiut w tym zespole.
Już od jakiegoś czasu było wiadomo, że Final Four w Gdyni dla Polpharmy rozpocznie się pechowo, bo meczem z mistrzem Polski, Asseco Prokomem. Obydwa zespoły były osłabione – w ekipie Kociewskich Diabłów zabrakło Michaela Hicksa, a w zespole gospodarzy Qyntela Woodsa. Starogardzianie znowu zaskoczyli rywali skuteczną grą w defensywie i świetnym atakiem. W niesamowitej formie był Robert Skibniewski, który skupiał się nie tylko na rozgrywaniu, ale także na rzucaniu i powiększaniu przewagi Polpharmy. Asseco Prokom dogonił swoich rywali, ale do końcowego zwycięstwa trochę im zabrakło. Gdy po rzucie Tommy’ego Adamsa mistrzowie Polski wyszli na jednopunktowe prowadzenie, ogromne indywidualne umiejętności udowodnił Deonta Vaughn, zdobywając łatwe punkty. Ostatnia akcja znów miała należeć do Adamsa. Jego rzut został jednak muśnięty przez Urosa Mirkovicia i tym samym nie doleciał do kosza. Polpharma wygrała 67:66, a Mirković z antybohatera (1/8 z rzutów wolnych) stał się nagle najważniejszym zawodnikiem meczu. Po tym spotkaniu było jasne, że Anwil w finale ma się czego obawiać.
Z zespołem z Włocławka Kociewskie Diabły wygrały w tym sezonie dwukrotnie, więc przewaga psychologiczna była po ich stronie. Nawet gdy na początku spotkania Polpharma przegrywała kilkoma punktami, Zoran Sretenović zachowywał spokój i nakazywał swoim zawodnikom grać „swoje”. To wystarczało – przewaga Anwilu topniała i wkrótce sytuacja się odwróciła. Starogardzianie wygrywali, ale finał Pucharu Polski to nie zwykły ligowy mecz. Włocławianie dość szybko wrócili do gry i znowu straszyli celnymi trójkami z rogów boska. Kociewskie Diabły były już zmęczone, a Robert Skibniewski jako jedyny nie zszedł z parkietu nawet na sekundę. W końcówce meczu, w najważniejszych jego momentach wykorzystywał resztki sił i trafiał spod kosza. To właśnie Polpharma lepiej rozegrała końcówkę spotkania i mogła cieszyć się ze zwycięstwa 75:67. MVP Final Four, czyli najlepszym zawodnikiem finałów został nie kto inny jak Skibniewski, który podobnie jak jego mentor – Sretenović – w najważniejszych spotkaniach właściwie nie schodzi z parkietu i podejmuje kluczowe decyzje. Trzeba podkreślić, że ten niesamowity wyczyn oglądało na żywo kilkuset kibiców ze Starogardu, których ulubioną pieśnią było „Gramy u siebie”. Żaden inny zespół w tym turnieju nie miał tak świetnych kibiców.
Dla Polpharmy to kolejny, po brązowym medalu Tauron Basket Ligi z zeszłego sezonu, ogromny sukces. Może trzeba iść krok dalej i w przyszłym sezonie zagrać w europejskich pucharach?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na starogardgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto