Lech walczy o mistrzostwo Polski i przed meczem z Lechią był zdeterminowany, aby wreszcie sięgnąć po trzy punkty przed własną publicznością. Kolejorz jest wiceliderem T-Mobile Ekstraklasy, ale u siebie gra zdecydowanie poniżej oczekiwań. Od początku sezonu odniósł tylko dwa zwycięstwa przy Bułgarskiej, a ostatnie 6 października ubiegłego roku. Do tego w rundzie wiosennej podopieczni trenera Mariusza Rumaka nie strzelili gola przed własną publicznością. Lechia lepiej radzi sobie z kolei na wyjazdach i chciała wykorzystać słabość Kolejorza. Tym bardziej, że od powrotu do ekstraklasy przegrała w Poznaniu wszystkie mecze.
To co się stało w pierwszej połowie piątkowego meczu z pewnością nie było w najczarniejszych snach trenerów i piłkarzy biało-zielonych. Lech natarł z furią, a gdańszczanie sprawiali wrażenie jakby zapomnieli wyjść na boisko. W tym sezonie trudno sobie przypomnieć tak źle grający zespół trenera Bogusława Kaczmarka. Lechia popełniała proste błędy w defensywie, a w ataku praktycznie nie istniała. Efekt? W pierwszej połowie biało-zieloni stracili trzy bramki.
Druga połowa jednak wyglądała zupełnie inaczej. Absolutnie nie za sprawą dobrej gry Lechii, ale to Lech zadowolony z wyniku nie forsował już tempa i spokojnie czekał na okazje do podwyższenia wyniku. Defensorzy gospodarzy pomyli się tylko raz, ale ten błąd wykorzystał Piotr Wiśniewski, który pokonał Buricia. To czwarty ligowy gol napastnika Lechii w tym sezonie. W końcówce sytuację sam na sam z Buriciem zmarnował Adam Duda. Za to jak należy strzelać pokazał Bartosz Ślusarski, który w doliczonym czasie gry zdobył czwartego gola. To nie koniec festiwalu bramek, bo chwilę później Duda jednak trafił do siatki rywali.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?