Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Triathloniści ze Starogardu: Prawdziwi ludzie z żelaza [ZDJĘCIA]

SP
Triathloniści ze Starogardu: Prawdziwi ludzie z żelaza
Triathloniści ze Starogardu: Prawdziwi ludzie z żelaza archiwum prywatne
Grupa ludzi w Starogardzie Gdańskim trenuje triathlon. Trzech zawodników ma na swoim koncie pokonanie Ironmana. To najbardziej prestiżowe zawody triatlonowe na świecie. Triathloniści ze Starogardu są ludźmi z żelaza.

Sport towarzyszy im niemal od zawsze. Sprawia radość i stał się życiową pasją.

Triatloniści ze Starogardu: Jakie były początki?

- Możliwe, że tata przekazał mi go w genach, bo był on biegaczem średniodystansowym na 5 i 10 kilometrów - przyznaje Robert Czerwiak. - Bieganie przychodzi mi całkiem lekko, nie muszę trenować tyle co inni, a i tak biegowo im dorównuję.
Jeśli chodzi o triathlon, to zamiłowanie do tej dyscypliny sportu w przypadku pana Roberta się wzięło w latach 90. Kiedy pracował jako ratownik, poznał kolegę, który uprawiał triathlon. Sam zaczął trochę trenować i ten sam kolega namówił go na pierwszy start w 1994 roku w miejscowości Susz, teraz jest ona kolebką polskiego triathlonu. Wówczas to nie był pełen Ironman. Pełnych nie było w ogóle organizowanych w Polsce. To był dystans sprint: 750 metrów pływania, 20 km rowerem i 5 km biegu.
- Pojechałem tam z ludźmi z Starogardu, znanymi osobistościami jak Wiktor Nowacki, Mirek Nowacki, Marcin Szulc i Janusz Nowak, którzy już długo uprawiali triathlon - wspomina Robert Czerwiak. - To był mój pierwszy start i wiadomo pierwsze koty za płoty, miałem potem inne sprawy, obowiązki. Wróciłem do sportu w 2010 roku i od tego czasu już tak się wkręciłem na całego. Najpierw mówiłem sobie, że to jeden raz, a teraz człowiek startuje 4-5 razy w roku. Człowiek sobie podnosi poprzeczkę, ale trzeba do tego podejść racjonalnie.

Triathloniści ze Starogardu na zawodach Ironmana

Rok 2014 był szczególny. Co się udało? W Gdyni była 1/2 Ironmana, czyli 1900 m pływania w morzu, 90 km na rowerze i 21 km biegu. To zawodnikowi ze Starogardu zajęło 4 godz. 58 min. Był to jego najlepszy czas, jak dotychczas. Wcześniej robił te dystansy, ale zwykle na mecie był kompletnie wyczerpany. Tym razem jednak było inaczej. Był uśmiechnięty od ucha do ucha, widział swój czas. Było to niesamowite szczęście. W triathlonie zwycięzcą jest każdy, kto dobrnie do mety. Często podczas triathlonu dzieją się różne sceny. Ludzie pomagają sobie nawzajem. To coś fantastycznego. Gdy ktoś widzi twój kryzys, to pyta, czy podać np. żel. Potem był pełen Ironman. Ironman, czyli człowiek z żelaza. Pan Robert wraz z dwójką kolegów: Aleksym Cylwikiem i Sewerynem Knutem, śmiało tak może mówić o sobie.
- Zrobiłem go w Malborku, 7 września - opowiada. - To jest 3800 m pływania, 180 km rower i ponad 42 km biegania. Pływaliśmy w Nogacie. Prąd jest niewyczuwalny, a także startuje mniej ludzi, więc jest nieco łatwiej niż w Gdyni.
Co się dzieje z organizmem podczas tego wyzwania? Wszystko zaczyna się w przeddzień zawodów. Zawodnicy przyjeżdżają odebrać pakiet startowy. Trzeba obkleić rower, kask, a rower już zostaje w strefie zmian. To tam, gdzie każdy ma swój numer startowy, tam stoi koszyk i wszystko, co potrzeba do zmian. W nocy przed występem w Malborku dał o sobie znać stres, który pozwolił zaledwie na godzinę snu. Podświadomość chyba wie, że to będzie bolało. Pobudka była o godz. 3.15, lekkie śniadanie i wyjazd do Malborka. O godzinie 6 nastąpił start. Do przepłynięcia był dystans 3,8 km (4 pętle po 950 m), płynęło się dobrze, nie było tłoku, woda miała temperaturę 17 stopni C. Po pływaniu zdjęcie pianki, ubranie stroju kolarskiego i wyruszenie na trasę, która liczyła 180 km (6 pętli po 30 km). Nawierzchnia była dobrej jakości, trasa płaska, wiatr umiarkowany, czyli idealne warunki na rower. Po pokonaniu tego etapu, kolejne przebieranie i wybieg na trasę maratonu (6 pętli po 7 km). Jak się okazało było to najtrudniejsze zadanie, bo odczuwało się już zmęczenie po poprzednich etapach. Trasa biegowa prowadziła przez teren zamku, zawodnicy biegali fosą, gdzie kibice z góry mogli ich obserwować i była to dla nich ekscytujące przeżycie, natomiast dla zawodników nie było to łatwe zadanie, bo nawierzchnia była wybrukowana. W trakcie biegu pojawiały się kryzysy, dochodziły do tego skurcze mięśni.

Ironman tylko dla wytrwałych

- Na ostatnie okrążenie wybiegałem ze skurczami obu ud i trwało to aż do samej mety - mówi Robert Czerwiak. - Po minięciu linii mety, odbierałem dużo gratulacji od żony, znajomych, zawodników z 1/2 Ironmana, którzy już wcześniej zakończyli swoją rywalizacje. Zmęczenie u mnie było tak duże, że ograniczyło moją radość z ukończenia tego morderczego dystansu. Zawody ukończyłem z czasem 11:52:42, 9 minut później na mecie zameldował się Aleksy Cylwik, a następnie Seweryn Knut, który dotarł 17 min. po mnie. Chłopaki nie byli tak mocno zmęczeni jak ja. Jak się później okazało, podczas zawodów schudłem 6 kg i byłem całkowicie odwodniony, co wpłynęło na moje złe samopoczucie. Popełniłem dużo błędów żywieniowych podczas biegu. Oczywiście przez co najmniej miesiąc trzeba było trzymać dietę, a to oznacza jedzenie dużej ilości makaronów, kaszy, ryżu, zero słodyczy, dużo owoców i warzyw. Dobrze jest, przed iron menem trochę przytyć - kilogram, czy dwa.

Więcej w piątkowym "Dzienniku Bałtyckim"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na starogardgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto