Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Starogard Gd./Kanada. Stalowy charakter Jagody Szwarc

kfu
Adrenalina, błoto, pot, krew i wielki wysiłek. Tak wyglądają starty podczas biegów z przeszkodami. Jagoda Szwarc to zawodniczka pełna energii, która nie boi się sięgać po marzenia. Niedawno wróciła z Mistrzostw Świata w Biegach z Przeszkodami, które odbyły się w Kanadzie.

Jagoda Szwarc udowadnia, że można pogodzić pracę, ciężkie treningi i przygotowania do zawodów, podczas których nie ma miejsca na sentymenty. Tu leje się nie tylko pot, ale także krew! Jagoda startuje w biegach z przeszkodami, w których stawia czoło fizycznym wyzwaniom w postaci przeszkód obejmujących takie aspekty sprawności fizycznej jak wytrzymałość, szybkość, zręczność i przede wszystkim siła. Na trasie wspina się po linach, przesuwa i dźwiga ciężary, podciąga się na drążkach, czołga się pod drutem kolczastym i przeskakuje przez ogień. Niedawno wróciła z Kanady. Poleciała tam na wymarzone Mistrzostwa Świata w Biegach z Przeszkodami. Osiągnęła wielki sukces. Została 25 kobietą na świecie w swojej kategorii wiekowej 30-34 na 147 zawodniczek, która ukończyła wyścig pokonując 15 km i wszystkie 47 przeszkód (co udało się tylko 17 proc. kobiet na tym dystansie we wszystkich kategoriach

Jagoda Szwarc zawodowo zajmuje się nauką oraz doskonaleniem pływania metodą Total Immersion w swojej firmie ti3miasto. Należy do xRunners, klubu OCR zrzeszającego najlepszych biegaczy z całej Polski.

W czasie studiów nabawiła się kontuzji, która wykluczyła ją z czynnego uprawiania sportu, przeszła operację kręgosłupa. Silny charakter będący mieszanką uporu, indywidualizmu z dużą dawką szaleństwa sprawił, że wbrew zaleceniom lekarzy postanowiła zacząć biegać regularnie.

- Swój debiut na Mistrzostwach Świata w biegach z przeszkodami uważam za bardzo udany - mówi Jagoda. - Startowałam z kontuzją i jeszcze kilka tygodni przed wylotem mój udział był mocno zagrożony. Nie mówiłam o tym, bo nie lubię biadolić i rozsiewać pesymistycznych prądków. Na szczęście jestem pod opieką świetnego fachowca. Moja fizjoterapeutka Kasia Bieluczyk z Fizjosfery stanęła na wysokości zadania i postawiła mnie na nogi.
Z aklimatyzacją po przylocie do Kanady nie było większego problemu. - Kiedy dotarliśmy do Blue Mountain i zobaczyłam te strome podbiegi przyznam się, że miałam nogi z waty - wspomina zawodniczka. - Obserwowałam zmagania naszych zawodników na dystansie sprint, którzy tylko utwierdzali mnie w przekonaniu, że nie będzie to spacerek.

- Na dzień przed startem byłam wyjątkowo spokojna - opowiada. - Żeby móc osiągnąć taki stan ducha trzeba przeprowadzić ze sobą wiele rozmów. Przestałam martwić się górami i skupiłam się na celu, który był jasny - biegnij swoim tempem, przejdź wszystkie przeszkody i nie zrób sobie krzywdy. Start zaczynał się podbiegiem, ale to była dopiero delikatna przystaweczka. Kilkaset metrów później zaczęło się wspinanie, 1200 m przewyższenia, w błocie. Przy szczycie było tak stromo i ślisko, że wdrapywaliśmy się na czworaka lub przy pomocy lin. Nie dało się tam biec. Takich podejść ogólnie na całej trasie było chyba z 6,w tym dwa z obciążeniem, które dawało się we znaki. Jako dziewczyna bliższa depresji niż górom myślałam, że te przewyższenia mnie pokonają a biegło mi się fantastycznie.
Wszystkie przeszkody pokonywała za pierwszym razem, z uśmiechem na twarzy, często wdając się w pogawędki z innymi zawodnikami. - Na zbiegach jestem całkiem niezła, wyprzedzałam tłumy ludzi w tym mężczyzn, którzy startowali 20 minut przed moja falą - przyznaje. Czułam się mocna, trzymałam się zawodniczek z pierwszej dziesiątki aż do momentu przeszkody Battlefrog (składającej się z ciągu kombinacji lin, kółek gimnastycznych i innych przyrządów typowych na chwyt), która była na około 13 kilometrze. Zaczęłam spokojnie, mając w pamięci żeby zrobić to raz i nie męczyć rąk. Ostatnie rozhuśtanie żeby dotknąć dzwonka i bum, uderzam w faceta, którego powinno tam nie być, spadam. Sędziowie nie pozwalają mi rozpocząć od miejsca, z którego zostałam zrzucona, zawodnik nie dostaje żadnej kary i jak gdyby nic kontynuuje wyścig.

W tym momencie coś w niej pękło. - Czułam takie rozżalenie, złość i wszechogarniającą niemoc, że spędziłam na tej przeszkodzie ponad godzinę próbując ją pokonać, to tylko pokazuje jak ważne dla zawodnika jest skupienie i spokój w głowie- wspomina Jagoda. - W końcu udało się i z podciętymi skrzydłami pobiegłam dalej żeby zarzucić ciężki worek na barki i wdrapać się z nim po raz wtóry na górę błota. Nie lubię i nie powinnam dźwigać dlatego każda przeszkoda tego typu sieje spustoszenie w zasobach mojej mocy fizycznej i psychicznej. Po worku dobiegłam do przeszkody typowej na ręce, która normalnie nie sprawiła by mi żadnego problemu. Jednak wcześniejszy ciężar zrobił swoje i tu spędziłam kolejną godzinę żeby po niekończącej się serii słowa na “k” pokonać “czaszki” i spokojnie dobiec do mety.

- Miałam miejsce w top 10 na wyciągnięcie ręki - mówi. - A skończyło się czasem, w którym wielu z was zdążyłoby ukończyć maraton, zjeść obiad i zamówić kawę. Dziś jednak patrzę na to inaczej, wiem, że cel został osiągnięty. Pokonałam wszystkie przeszkody, ocaliłam opaskę i nie zrobiłam sobie krzywdy.Ile czasu zajęło mi to wszystko nie ma dziś dla mnie większego znaczenia ponieważ czuje się zwycięzcą!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Starogard Gd./Kanada. Stalowy charakter Jagody Szwarc - Starogard Gdański Nasze Miasto

Wróć na starogardgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto