Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jerzy Zieliński, reżyser "Króla życia": Khululeka to moja tajemnica [rozmowa naszemiasto.pl]

Kinga Czernichowska
Albert Zawada
O tym, jak Robert Więckiewicz walczył z językiem chińskim, o życiu korporacyjnych szczurów i fantazjach erotycznych Polaków rozmawiamy z Jerzym Zielińskim, znany operatorem filmowym i reżyserem "Króla życia".

Zobacz też: Krzysztof Łukaszewicz: Krótka jest droga od bohaterstwa do tchórzostwa [rozmowa naszemiasto.pl]

Od dzisiaj, 25 września, w kinach możemy oglądać "Króla życia". To opowieść o Edwardzie (w tej roli Robert Więckiewicz), który w wyniku wypadku samochodowego decyduje się zrobić rewolucję w swoim życiu. "Król życia" to debiut reżyserski Jerzego Zielińskiego, który dotąd znany był nam przede wszystkim jako świetny operator. W tym roku na Festiwalu Filmowym w Gdyni został on nagrodzony za zdjęcia do filmu "Letnie przesilenie".

Uczył się Pan języka zulu? Albo chińskiego?
Nie uczyłem się, za to aktorzy musieli się nauczyć.

Skąd w ogóle pomysł na wykorzystanie w filmie wypowiedzi w językach obcych? W "Królu życia" mamy francuski, niemiecki, chiński, a nawet zulu. Szczególnie intryguje zulu, używany w południowej Afryce. I to słówko "khululeka".
Wiem, co to znaczy, ale nie powiem.

Przyznam, że zburzył Pan teraz moją koncepcję. To była pierwsza rzecz, jaką sprawdziłam po seansie i chciałam właśnie do tego nawiązać, ale jak się domyślam, chce Pan pozostawić widzów w niepewności?
Nie chciałbym zdradzać, co to znaczy, bo jest to pewien rodzaj tajemnicy. W ogóle język obcy jest tajemnicą. Różne języki mają swoją melodię, ton. I w tym filmie języki obce pełnią właśnie taką rolę, chodzi o magię. Frania, córka Edwarda i Normy, z niewyjaśnionych powodów lubi nagrywać na dyktafon fragmenty niezrozumiałych dla niej wypowiedzi - czy to po francusku, czy chińsku.

A jak Robert Więckiewicz poradził sobie z nauką języka chińskiego?
Walczył z tym. W nauce pomagali mu coachowie i lektorzy tego języka. Była taka konieczność, ponieważ mandaryński jest tak precyzyjny, że nawet niewielka zmiana w odchyleniu dźwiękowym może zmienić znaczenie wymawianego zdania.

"Król życia" to Pana debiut reżyserski. Co było największą trudnością?
Dobór obsady. Nigdy wcześniej nie zajmowałem się angażowaniem aktorów do filmu. Tym razem musiałem czuwać nad tym oraz partycypować w castingu. Chciałem, by główną rolę zagrał Robert Więckiewicz. Na szczęście, zgodził się.

Mam wrażenie, że ten film to ilustracja naszej polskiej mentalności. Uczestniczymy w wyścigu szczurów, wspinamy się po szczeblach kariery, a nie dostrzegamy małych rzeczy, które są tuż obok. Ludzie mieszkający w Afryce wydają się dużo szczęśliwsi od nas.
"Ludzie" to zbyt szerokie pojęcie. Londyn, Paryż, Nowy Jork - weźmy pod uwagę wszystkie wielkie metropolie. Tam też są tacy, którzy uczestniczą w wyścigu szczurów. I "Król życia" to film właśnie o tej grupie obywateli. Oczywiście, korporacyjny styl życia dotarł już także do Polski, ale nie jest związany z polską mentalnością. Zamerykanizowaliśmy się. To wystarczy. I chyba nie ma sensu porównywać się do Afrykańczyków, których cieszy widok kołyszących się traw. "Król życia" to uniwersalna historia. Owszem, można w niej odnaleźć kilka polskich przywar, ale nie dotyczą one życia w korporacji.

Po obejrzeniu tego filmu zastanawiałam się, czy nie będzie on polską wersją filmu "Demolition" z Jakiem Gyllenhaalem w roli głównej. "Demolition" był prezentowany ostatnio na festiwalu w Toronto, w sieci jest już zwiastun. Widział go Pan? To też film, nawiązujący do życia w korporacji.
Przyznam, że nie widziałem. Ale cieszę się, że jesteśmy pierwsi, przed Jakiem. Ale widzi pani, to kolejny dowód na to, że dyskutujemy o problemie uniwersalnym. I kiedy rozmawiam z widzami po przedpremierowych pokazach "Króla życia", to zauważam, że oni odnajdują w tym filmie siebie. I nie chodzi tylko i wyłącznie o życie w korporacji. Przecież każdy ma jakiegoś szefa. "Król życia" jest o tym, że trzeba się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na to, co się dzieje z boku, a następnie zastanowić się, czy akceptujemy obecną sytuację, czy należy coś w swoim życiu zmienić. Główny bohater, Edward, z czasem dowiaduje się, czego w życiu nie chce, ale musi też wypełnić powstałą pustkę.

Niektórzy uciekają z korporacji i wyruszają na wyprawę do amazońskiej dżungli.
Wyjeżdżają albo zakładają farmy, to prawda. Tylko mnie interesowało coś innego. Nie to, żeby wyjeżdżać, bo taka podróż staje się często ucieczką od siebie i od życia. Zastanawiałem się natomiast, czy jest możliwe, by w tej samej rzeczywistości dostrzec to, czego nie widziało się wcześniej.

Na przykładzie głównego bohatera, Edwarda, widzimy, że jest to możliwe.
Powiem więcej: trzeba po prostu zacząć więcej dawać, a nie tylko brać.

Korporacja to więzienie, złota klatka, z której trudno się uwolnić? Człowiek odchodzi z takiego przedsiębiorstwa i za bardzo nie wie, co ze sobą zrobić, bo utknął w schematach, które go ograniczały. Pan też tak to widzi?
Wszystko zależy od punktu widzenia. Korporacje to machiny stworzone według zasad. Prawie jak w wojsku. Te machiny rządzą światem. Ja bym inaczej sformułował pytanie: czy korporacje mogą mieć ludzką twarz?

A mogą?
Wszyscy korzystamy z produktów korporacji. Apple - potężna korporacja. I każdy chce pochwalić się, że ma nowego iPhone'a. Wszystko, czego używamy na co dzień, to produkty korporacji. Kto może je zastąpić? Czy istnieje jakakolwiek inna formuła? A jeśli nie, to czy korporacje naprawdę muszą być bezwzględnymi machinami, które wykańczają ludzi? Jedno jest pewne - pracownicy korporacji podlegają niesamowitej presji i o tym też jest ten film. Taka praca wiąże się z określonym stylem życia. To a nie inne mieszkanie, "garniak", markowe ciuchy. Spójrzmy na to z boku i sprawdźmy, czy naprawdę nam to odpowiada. Edward przypadkiem zmienia swoje życie. Decyduje o tym wypadek samochodowy. Ale to tylko filmowy zabieg. Do podjęcia poważnych zmian w swoim życiu wystarczy impuls, przypadkowa osoba spotkana na ulicy.

Edward wyznaje ojcu, że spał z dwiema Murzynkami naraz, a jedna z nich miała pejcz. Sądzi Pan, że Polacy mają takie fantazje erotyczne?
Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Myślę, że mają rozdmuchaną fantazję, chociaż nie wiem, w którym kierunku. Może z jednej strony jesteśmy romantykami, a z drugiej brutalami. Ale wróćmy do filmu: tak naprawdę nie wiemy, czy Edward rzeczywiście spał z tymi Murzynkami.

To prawda. Nie było takiej sceny.
A nawet gdyby spał z tymi Murzynkami, to i tak nie wiemy, czy jedna z nich miała pejcz. Może on po prostu chce szybko zakończyć rozmowę telefoniczną z ojcem. Raczej ku temu bym się skłaniał.

Wspomnieliśmy już, że nie dostrzegamy tego, co mamy wokół siebie na co dzień. A może Polacy nie doceniają polskich kobiet i na odwrót? Wie Pan, że we Wrocławiu mieszka około 2,5 tys. Włochów? Co podoba się Włochom w Polkach? Niebieskie oczy. Na żadnym Polaku nie robi to wrażenia.
Wow, to rzeczywiście ciekawy temat. Nie chcę generalizować, ale chyba rzeczywiście coś w tym jest. Mam trójkę dzieci. Wszystkie mieszkają za granicą. Mój syn osiadł w Rzymie i jest w szczęśliwym związku z Włoszką. Moja córka przebywa w Paryżu i ma fantastycznego francuskiego chłopaka. Trudno mi odpowiedzieć. To jest pytanie, nad którym będę myślał.

Może zainspiruje to Pana do nakręcenia następnego filmu?
Być może, być może...

Pokusi się Pan o wyreżyserowanie kolejnego filmu? A jeśli tak, to może właśnie będzie to coś związanego z interkulturowością?
Możliwe, ale problem polega na tym, że musi pojawić się pomysł. Z zamiarem zajęcia się reżyserią nosiłem się już jakiś czas, ale zawsze odkładałem to na później, bo jeśli nie ma właściwego pomysłu, scenariusza, to film skazany będzie na porażkę.

Właściwy pomysł, czyli...?
Pierwsza rzecz, na której mi zależało, to gruba warstwa humoru. Druga to absurd, bo ja tak widzę świat, że rzeczywistość wydaje mi się absurdalnie śmieszna. A trzecia to przesłanie dla głównego bohatera. Dobra komedia nie może być zbitką gagów, z których nic sensownego nie wynika.

O polskich komediach nie mówi się dobrze. Ale "Król życia" chyba będzie wyjątkiem.
Mam nadzieję. Przyznam, że nie chcę mówić o tym filmie jak o komedii, bo komedia faktycznie ma złe konotacje. A "Król życia" zawiera w sobie wiele elementów liryzmu, ma chyba w sobie trochę magii, choć wszystko dzieje się w realu. Ten film to także swego rodzaju przypowieść. On nie da widzowi odpowiedzi na pytanie, jak zapłacić za czynsz. To raczej magiczna opowieść, która utknęła gdzieś w naszej rzeczywistości. Jak w piosenkach Agnieszki Osieckiej.

Spodziewa się Pan tego, że widzowie zatrzymają się na chwilę? Spojrzą na to, co ich otacza, łaskawszym okiem?
Wystarczy zatrzymać się, choćby na moment. A nie pędzić i ciągle narzekać.

To nasza polska mentalność.
W tym bez problemu osiągnęlibyśmy mistrzostwo świata.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto